czwartek, 21 września 2017

Rozdział 3



Musicie mi wybaczyć ,że długo nic nie dodawałam. Rozdział nie został jeszcze sprawdzony ,więc mogą pojawiać się jakieś błędny ,ale starajcie się nie zwracać na to uwagi. W zasadzie to tyle. Już prawie ukończyłam rozdział 4 ,także myślę ,że przy dobrych wiatrach pojawi się on za jakieś dwa tygodnie. Pamiętajcie o tym ,że wizerunek nowej postaci pojawia się w poście "Postacie". ;)

Rozdział rozstał poprawiony, dziękuję mojej becie. :)

            Siedziała w kozie razem z Royem, Verą i jeszcze trzema osobami. Opierała niechlujnie na krześle, patrząc w sufit. Wydawał się bardzo ciekawy, nic dziwnego skoro od godziny nie miała nic innego do roboty; zwyczajnie jej się nudziło. W sali panowała cisza, pilnował ich chyba najgorszy nauczyciel w szkole. „Podobno”, ponieważ Kira z chemikiem lekcji nie miała. Mogła stwierdzić, że pogłoski były przynajmniej w jakimś procencie prawdziwe. Ciszy nie mogła zakłócić nawet mucha. Ta, która się na to odważyła, skończyła marnie pod packą. Miała już dość, chciała stamtąd wyjść. Jak w ogóle tu trafiła? No tak… Wszystko za sprawą Roya i Very. Jedynym jej pocieszeniem był fakt, iż miała tam siedzieć jeszcze tylko pół godziny   niemniej jednak to najdłuższe minuty w jej życiu. Przez najbliższy tydzień miała razem z pozostałymi recydywistami – jak to stwierdził chemik sprzątać szkołę. Szesnaście godzin wyjętych z życiorysu. Jęknęła i położyła się na ławce, za co od razu została zganiona.
           
Panno Relow, proszę usiąść, jak dobre wychowanie nakazuje. – Spojrzał surowo na nią spod swoich okularów. Stary cap, przeszło Kirze przez myśl. Chcąc nie chcąc usiadła „ładnie”. Popatrzyła na Verę, która zdawała się dobrze bawić. Po tym, kiedy Gavel na nią wpadła, zaczęły spędzać ze sobą czas. Kira wciąż nie mogła do końca jej rozgryźć. Miała coś, czego nie potrafiła określić. Zresztą podobne odczucie miewała przy Royu, ale nieco się ono różniło. Może to przez ten jego zwierzęcy magnetyzm... Fioletowooka pogrążyła się w myślach tak bardzo, iż dopiero szturchnięcie wyrwało ją z nich. Popatrzyła się na Verę, a ta zaczęła się śmiać.
           
Nawet nie wiesz jak bardzo masz teraz głupią minę. Pewnie tak było, ponieważ Relow mogła zobaczyć w jej oczach zbierające się łzy.
           
Och. Odwal się. – Odgryzła się ciętą ripostą. Idziemy stąd. Chcę wyjść jak najszybciej z tej szkoły.
            Zabrała swoją zieloną kostkę kupioną kiedyś na targu staroci. Szły prawie opustoszałym korytarzem. Dochodziła już szesnasta, dlatego niewielu uczniów znajdowało się w budynku. Jeśli takowych zastała, to albo mieli pecha jak Kira, albo po prostu mieli zajęcia. Po wyjściu ze szkoły udały się do jednej z niewielkich kawiarenek. Zaprowadziła ją tam Gavel, chwaląc kawę, ale osiemnastolatka myślała, że bardziej niż czarny płyn Vera lubiła jednego z baristów.
            Podczas pierwszej wizyty dowiedziała się kilku rzeczy, iż owo „mięsko” nazywało się Samael oraz znali się od bardzo dawna. Czarnooka niejednokrotnie się na niego patrzyła, jakby zaraz miała się na niego rzucić niczym po miesięcznej głodówce. Chłopak posiadał tak samo czarne oczy jak Veronica. Kawiarnia znajdowała się w ustronnym miejscu, przez co niewielu o niej wiedziało. Dziewczyny usiadły przy okrągłym stoliku obok okna – to dobre miejsce do obserwacji baru, lecz niezbyt oczywiste. Usiadły naprzeciw siebie. Kira wzięła kartę menu, nie miała ochoty na ciasto, dlatego skupiła się tylko na herbacie, ponieważ kawy nie lubiła. Zapytała koleżanki, co chciała i udała się do baru.
           
Cześć, Kira. Co dla was? – zapytał, choć już nastawił ekspres. Oparł się o blat, czekając na zamówienie.
             Heeej, dla mnie Kukicha, a dla tej tam sernik i… W tej chwili Kira zdała sobie sprawę, że nie pamiętała, jaką kawę chciała czarnooka. Zapytam jej.
            Weiner Melange? – Uśmiechnął się cwaniacko. Kira strzeliła palcami.
           
Dokładnie.
            Czyli to, co zwykle. Puścił jej oczko. Dziewczyna zaniosła do stolika kawałek ciasta. Rozmawiały chwilę, zanim Sam przyniósł im napoje.
            Będziemy zamawiać coś jeszcze? spytała fioletowooka, na co gotka pokiwała przecząco głową. – W takim razie idę zapłacić. Od początku umówiły się z Verą, iż będą płacić na zmianę.
           
Ile wynosi rachunek? Chłopak pokazał jej monitor. Odliczyła wymaganą sumę, dodając napiwek. Popatrzyła na swoją koleżankę zajadającą się sernikiem. – Sama tak się zastanawiam… Vera dobrze jada? Czarnooki popatrzył na nią zaskoczony pytaniem.
           
Co masz na myśli?
           
Bo gdy jesteś odwrócony, patrzy, jakby zaraz miała cię zjeść. – Starała się zachować kamienną minę, ale po tym, gdy rozbrzmiał śmiech Samaela, nie mogła wytrzymać. Szatyn spojrzał na nią i krzyknął.
           
Vera! Słyszałem, że masz na mnie ochotę. – W jego głosie słychać było ukryte dno. Czarnooka o mało nie udławiła się ciastem. Od razu odwróciła głowę w stronę swojej znajomej, ciskała pioruny swoim wzrokiem. Prychnęła, po czym odwróciła się, aby dalej zająć się sernikiem

                                                                       ***


            Szła przez surowe kamienne korytarze. Wszędzie panował mrok, mimo to bez problemu widziała, co miała przed sobą. Jej skórę otulało chłodne powietrze. Krok za krokiem, stukając butami o kamień wydającym głuchy odgłos, zbliżała się do wielkich dwuskrzydłowych, padoukowych, okutych drzwi. Wyglądały na wiekowe. Stanęła tuż przed nimi, nie wiedząc, jak je otworzyć. Nie posiadały klamek, w ich miejscu znajdowało się pięciokątne zagłębienie. Było ono mniejsze od dłoni. Rozejrzała się po rytach na drzwiach. Osłupiała, kiedy zdała sobie sprawę, że na tych drzwiach widniały bardzo podobne symbole widziane w domu Oriona. Czas odcisnął piętno na reliefach, nie były już dobrze widoczne, ale mogła stwierdzić, iż owe symbole bardziej rozbudowano. Dotknęła symbol słońca, a przez jej palce przeszedł prąd.
            Obudziła się i zdała sobie sprawę, że znajdowała się w swoim pokoju. Zegarek wskazywał czwartą rano. Wstała z łóżka i zapaliła światło. Nie potrafiła zasnąć. Wzięła do ręki ołówek, po czym zaczęła szkicować na kartce oba znaki, ręka Kiry z zadziwiającą dokładnością odwzorowała je zupełnie, jakby znajdowała się w transie. Zeszła jak najciszej do kuchni. Skoro i tak już nie mogła usnąć, chciała zrobić sobie śniadanie i włączyć jakieś bajki. Miała już prawie dziewiętnaście lat i wciąż kochała oglądać kreskówki. Przestała chować się w swoim pokoju. Zauważyła, że jej niektóre zachowania drażniły Oriona.  Znalazła sobie nowe hobby denerwowanie ojca. Często, gdy zwracał jej uwagę, ignorowała go. O tak! Orion Ravencrest nienawidził bycia ignorowanym, chociaż Kira doszła do wniosku, że wściekał się on nie z lekceważenia jego, a swojego autorytetu. Stwierdziła kiedyś, że mężczyzna miał przerost ambicji. Nagle się zaśmiała. Przypomniała sobie, co było, gdy Orion wraz z żoną i Oliverem wrócili ze swojego spotkania.
           
            Muzyka dudniła w jej uszach. Kończyła przemeblowywać i dekorować pokój. W końcu mogła poczuć się w nim jak u siebie. Na ścianach zamiast paskudnych obrazów znalazły się plakaty zespołów punkrockowych i przerobione na bardziej klimatyczne, czyli propagandowe. Przykładem mogła być chociażby pierwotnie kobieta zakasująca rękawy do pracy, teraz miała wystawionego fuckera. Ten plakat powiesiła na drzwiach od strony korytarza. Dzięki pieniądzom od Harmsorr pozwoliła sobie na to wszystko. Wstawiła do pokoju krwisto czerwoną kanapę i stolik obdarty z farby, przez co zyskał charakteru. Na środku znajdował się czarny włochaty dywan. Dzień wcześniej jeden chłopak ze szkoły wysprejował jej ścianę. Mogła tam już spać spokojnie. Rozstawiała świeczki zapachowe, kiedy do pokoju wpadł rozwścieczony do czerwoności ojciec. Widząc pokój w takim stanie, zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
           
C-co to jest?! – Żyłki na czole Oriona mocno pulsowały. Co tu, do cholery, jasnej się stało?! Jeden weekend... Jeden! A ty już zmieniłaś go w istne pobojowisko. Wszędzie walają się jakieś rzeczy. I gdzie jest, do cholery, Gritt?! Oliver przyprowadź ją! – Blondyn od razu spełnił rozkaz.
           
Nie siłuj się staruszku powiedziała z ironią. – Powiedzmy, że gdy Gritt jest typem bardzo uległej osoby, więc nie było trudno wymusić co nieco. – Susan chrząknęła, by ukryć śmiech. 

            Afera trwała cały dzień. Po niej Orion próbował wymusić na Kirze posłuszeństwo, lecz przekonał się, iż jego córka nie da się tak łatwo. Chciał dać jej nawet szlaban, na co ta tarzała się ze śmiechu. Nawet szantaż nie pomagał, wyrzuty również. Zawsze osiemnastolatka miała dla niego odpowiedź. Zwykle brzmiała ona: „zawsze możesz mnie stąd wywalić”.
            W lodówce mieściło się pełno warzyw, oczywiście dzięki uprzejmości Susan. Usmażyła suszone pomidory w oleju razem z żurawiną i cukinią. W telewizji o tej porze puszczano bajki, zatem mogła sobie spokojnie coś wybrać. Oglądała je bez szczególnego entuzjazmu. Miała wrażenie, iż coraz to nowsze kreskówki dla dzieci były bardzo ogłupiające
w większości same wydurniające się potwory. Gdy ona była dzieckiem, bajki zdecydowanie uczyły wielu wartości te tutaj nic. Niemniej jednak oglądała. Cóż innego miała zrobić...?
            Była sobota, więc nie zawracała sobie głowy szkołą. Za tydzień miała urodziny. Jestem tu już trzy miesiące, przemknęło dziewczynie przez myśl. Kira musiała szczerze przed sobą przyznać, że zaczęła się dobrze czuć w Rucaster. Oczywiście brakowało jej matki, chciałaby być razem z nią. O dziwo w tym mieście znalazła przyjaciółkę. Tak, uważała Verę za swoją przyjaciółkę, choć nie chciała głośno tego przyznać. Wolała to zachować dla siebie w razie, gdyby Gavel sądziła inaczej. To jej przypomniało, jak o mało Veronica nie zamordowała jej po wyjściu z kawiarni. Siedziała przed telewizorem, podczas gdy usłyszała czyiś ochrypły głos.
           
Ale dzieciuch z ciebie... – zagadał do nastolatki, perfidnie się z niej śmiejąc.
           
Chyba urodziłeś się w złym ciele – odrzekła mu, po czym spojrzała kpiąco w jego stronę. Wyglądał na zaintrygowanego. – Powinieneś być ropuchą skoro i tak rechotasz. – Dogryzła mu, mina nieco mu zrzedła, ale nie stracił moresu. Poszedł sobie zrobić śniadanie. Pracowali do późna z Orionem, przez co został na noc. Musiał wrócić do swojej kawalerki. Dzień zapowiadał się na pracowity. Gdyby tylko mógł, wziąłby urlop...

                                                                       ***

            Susan weszła do pokoju Kiry. Dziewczynę tak pochłonęła książka, że nawet nie zauważyła intruza. Harmsorr chrząknęła, dając znać o swojej obecności. Nastolatka oderwała wzrok od tekstu. Szatynka stała w drzwiach.
           
Przyszła do ciebie jakaś w… Dziewczyna, przedstawiła się jako Vera. Kobieta nie wyglądała na szczególnie zadowoloną.
           
Już idę. Kira zamknęła książkę i zeszła na dół. Jak się okazało, jej koleżanka czekała na zewnątrz. Przywitały się. Vera wyglądała na bardzo szczęśliwą. Osiemnastolatka zdążyła ją już poznać na tyle, że to zwiastowało jakieś problemy. Gavel przyciągała kłopoty albo to one ją. Miała na sobie plisowaną spódnicę z wysokim stanem, do której doszyto cztery paski, dwa wisiały pionowo. Na tułów założyła fishnet z króciutką czarną koszulką.
           
Gdzieś ty się tak wystroiła? – spytała zaciekawiona Kira. – Wejdziesz? Drzwi były otwarte. Kilka metrów od nich stała Susan, mrużąc lekko oczy.
           
Mogę?   zadała pytanie, ale Kira czuła, że nie skierowała pytania do niej, a Susan, czujnie obserwującej gościa. Kobieta machnęła ręką w dość dziwaczny sposób. 
           
Proszę powiedziała niezwykle sztywno. Nie było to do niej podobne.
            Czarnooka kiwnęła głową i udała się za Relow do jej pokoju. W pomieszczeniu panował bałagan. Ubrania walały się po krześle i kanapie. Veronica naliczyła pięć kubków po herbacie i trzy talerze. Po podłodze walały się jakieś skarpetki. Gotka rozglądała się po pokoju. Była w tym domu po raz pierwszy. Gritt już nie sprzątała w pokoju Kiry, ponieważ ta przy okazji zmieniania jego wnętrza zmieniła zamek w drzwiach, Orion wtedy o mało nie dostał spazmów. Minął tydzień, nim zdążył to strawić. Relow usiadła na kanapie i zwróciła się do przyjaciółki.
           
Coś się tak wystroiła?
           
Idziemy na imprezę. Uśmiechnęła się niecnie Vera. Myśl o tym nie podobała się Kirze. – A teraz ubieraj się, nie pójdziesz w piżamie. Podeszła do szafy fioletowookiej i zaczęła szukać czegoś, co jej zdaniem się nadawało. Znalazła coś odpowiedniego na dnie szafy.
           
Pójdziesz w tej bluzce. Pokazała mocno wytaliowaną, wściekle czerwoną bluzkę z wycięciami na bokach. Lya kupiła ją Kirze któregoś razu, twierdząc, iż będzie miała na koncert lub na randkę.
           
Nie założę jej. – Głośno zaprotestowała Kira. Był powód, dla którego znajdowała się tak głęboko.
           
Dlaczego? Jest zajebista! – Gavel patrzyła zdumiona na swoją koleżankę. – Nie pierdol, załóż ją. – Rzuciła koszulkę w stronę osiemnastolatki, lecz ta jej nie złapała. Skoro nie chce jej ubrać, to ja ją na nią założę. Jak powiedziała tak też miała zamiar zrobić. Dorwała się do Kiry z zamiarem ściągnięcia z niej koszulki od piżamy.
           
Dobra, dobra. Już się uspokój, przymierzę ją. Poszła z bluzką do łazienki. Przyglądała się sobie w lustrze. Czarne rozczochrane włosy, dres od piżamy i… Spochmurniała. Tępo patrzyła w jeden punkt odbicia. Vera zniecierpliwiona weszła do łazienki. Miała już coś powiedzieć, ale zauważyła minę Relow. Wyglądała na przygnębioną. Dziewczyna nawet nie zauważyła, że czarnooka przyszła do niej.
           
Kiraa…   Przeciągnęła ostatnią głoskę. – Co jest?
           
Nic odpowiedziała i uśmiechnęła się sztucznie. Złapała za końce bluzki, aby ją ściągnąć. Gotka prychnęła, następnie podeszła do swojej koleżanki.
           
Właśnie widzę… sarknęła. Ewidentnie jest coś nie tak, więc nie pierdol, że wszystko jest okej i że latają dokoła wesołe jednorożce.
           
Jednorożce nie latają…
           
Nie zmieniaj tematu. Nie podoba ci się bluzka czy co?
           
Nie, jest śliczna. Tylko… Ja w niej nie wyglądam. – Kira uśmiechnęła się smutno.
           
Dlaczego tak uważasz? Dobrze ci w niej. – Naprawdę uważała, że Relow dobrze wyglądała w tym ubraniu. Osiemnastolatka dalej patrzyła na swoje odbicie smutna i zniesmaczona. Jej oczy wciąż wgapiały się w jeden punkt.
           
Taa…   wymamrotała, jakby sama nie wierzyła w to, iż mogła dobrze wyglądać. Veronica zrozumiała, że problem nie leżał w samej bluzce, a czymś zupełnie innym.
           
Chodzi o twoje ciało? – zapytała i nawet nie spodziewała się, jak bardzo trafiła w sedno. Kira ledwie zauważalnie kiwnęła głową. Miała tylko jeden jedyny kompleks. Nienawidziła swojego brzucha. Gdy tylko zwracała na niego uwagę, od razu dobry humor Kiry trafił jasny szlag. Zakrywała go. Nie znosiła obcisłych ubrań, a ta bluzka właśnie taka była i uwydatniała to, czego Kira tak bardzo nie mogła zaakceptować. – Co jest z nim nie tak? – spytała ponownie Vera.
           
To. Kira wskazała na swój brzuch. Teraz widać było, że oponka wystawała. Nie miała płaskiego brzucha.
           
Każda kobieta ma fałdki na brzuchu... No chyba, że jest anorektyczką albo ma wyrobiony kaloryfer.
           
Nic nie rozumiesz. – W oczach Kiry pojawiły się łzy. – On tak wygląda tylko dlatego, że go wciąż wciągam. On… jes… Dziewczyna rozluźniła się, a brzuch powrócił do swojej pierwotnej postaci. Czarnooka zrozumiała już, o co chodziło. Kira wyglądała teraz, jakby była w trzecim lub czwartym miesiącu ciąży. Gotka mogła się tylko domyślać, jak Relow źle się z tym czuła, skoro zawsze starała się to ukryć. Ona sama nie miała takich problemów, była bardzo szczupła, ale zawdzięczała to wyłącznie szybkiemu metabolizmowi.
           
Kira, znajdziemy coś innego. Zaproponowała z uśmiechem na ustach.


                                                                       ***
           
            W końcu Vera namówiła Relow na imprezę i nawet nalazły coś, w czym Kira czuła się dobrze, a co nadawało się na imprezę, na którą miały zamiar się wprosić, czego oczywiście fioletowookiej nie powiedziała. Owo było przeznaczone tylko dla elity szkoły. Ani Gavel, ani Relow do niej nie należały.
            Gdyby Kira wiedziała, że impreza odbywająca się w klubie Yellow była organizowana przez Stefani
przewodniczącą kółka teatralnego w szkole i jedną z psychofanek Huntera, nigdy by się tam nie zjawiła.