Cześć. Mam dla was niestety złą wiadomość. W tym miesiącu nie ukaże się rozdział. Nie zdążę go skończyć. Czeka mnie pisanie prac zaliczeniowych, a do tego wszystkiego rozchorowałam się przez co zmuszona jestem leżeć w łóżku, więc nawet mózg nie chce za bardzo współpracować.
Z informacji to chyba tyle ;)
Pióro, Atrament , Odwieczni Kochankowie
czwartek, 23 listopada 2017
środa, 25 października 2017
Rozdział 4
Przepraszam was po raz kolejny za zwłokę, ale nie miałam kiedy przysiąść i dokończyć rozdział. Dodaję niepoprawiony, ponieważ dopiero wysłałam go Netce. Pojawiła się nowa osoba ,więc jej portret znalazł się na blogu. Życzę miłego czytania. ;)
Jak
się ona tu dała zaciągnąć, tego nie wiedziała. Pewna była jednak jednego, klub
nie był w jej guście. Loże znajdowały się tuż przy ścianach by parkiet mógł
zajmować środek klubu. Wszystko się błyszczało przez co Kirę zaczęły boleć oczy
po pierwszych piętnastu minutach. Muzyka też nie podeszła osiemnastolatce. Mimo swojego gustu muzycznego ceniła dobrą
muzykę do tańca ,którą zwykle puszczało się właśnie w klubach ,ale tu takiej
nie było. Niemniej jednak stwierdziła ,że nie będzie na to zwracać uwagi, skoro
już tu jest to będzie się dobrze bawić. W Rucaster było kilka klubów ,ale
większości z nich wpuszczano osoby powyżej dwudziestego roku życia. Yellow był
wyjątkiem. Tu mogli wchodzić także Ci, którzy ukończyli osiemnaście lat. Vera
skierowała się do baru, a Kira czekała na nią w małej loży ,którą cudem udało
im się dostać. Dziewczyna obserwowała
ludzi tańczących na parkiecie ,miała wrażenie ,że jest tu większość uczniów z
jej szkoły.
- Masz.-Veronica usiadła i przysunęła Kirze literatkę wypełnioną czerwonym płynem. Sama miała brązowy płyn ze śmietanką.
- Co to jest?- Wskazała kiwnięciem głowy na literatki.
-Drinki.- Odpowiedziała nonszalancko.- Ja mam Białego Rosjanina ,a ty Cape Codder. Do dna!– Uśmiechnęła się po czym od razu łyknęła likieru kawowego, śmietanki z wódką. Kira wzruszyła tylko ramionami i spróbowała co takiego Gavel przyniosła jej. Nie wnikała jak dostała ona alkohol. W Rucaster tylko pełnoletnim sprzedawano alkohol, a do tego Vera miała jeszcze trzy lata, jednak Relow zdawała sobie sprawę jak wielki dar manipulacyjny ma jej koleżanka. Siedziały w loży jakiś czas. W tym czasie zdążyły wypić kolejne dwa drinki. Czarnooka zaczęła wiercić się na kanapie, krótko myśląc złapała za rękę Kirę i wyciągnęła ją na parkiet. Początkowo dziewczyna opierała się ,ale potem po prostu stwierdziła ,że Gavel i tak nie odpuści ,więc zaczęła się kołysać w takt muzyki, choć szczerze miała ochotę usiąść. Drinki sprawiły ,że fioletowooka musiała skorzystać z WC. Pozostawiła Veronicę na parkiecie a sama skierowała się ku toaletom. Telefon jej zawibrował. Dostała wiadomość od mamy, jutro nie będą mogły porozmawiać ,ponieważ Lya musi zastąpić koleżankę w pracy. Zegarek wskazywał już prawie północ.
***
Wyszła z tego tłumu ludzi ,ponieważ jakiś chłopak zaczął się do niej przystawiać. Skierowała się do baru. Kira tylko jej coś szepnęła o ubikacji. Jak fioletowooka wyjdzie to przynajmniej nie będzie musiała jej szukać, ponieważ właśnie zamawiała sobie wódkę i kolejnego drinka dla przyjaciółki. Dobrze ,że barman był jej znajomym. Inaczej musiałaby siedzieć tutaj o suchej gębie. Jason dał jej zamówienie i od razu wypiła swoją porcję alkoholu. Poczuła nieprzyjemne pieczenie w przełyku, które chwilę później ustąpiło. Złapała literatkę, odwróciła się a jej zawartość teraz znajdowała się na sukience blondynki.
- O! Stefani. Zmoczyłaś się.- Powiedziała słodko i z zaskoczeniem Vera. Blondynka nie wyglądała na szczęśliwą. Jej zapewne nowa kiecka potrzebowała prania.
- Ty….- Stefani zaciskała zęby ze złości. -… wredna, głupia…
- O… o… wypraszam sobie, może i jestem wredna. Czasami…-Zasmuciła się teatralnie. - …,ale na pewno nie głupia.
- Nikt Cię tu nie zapraszał!
- Jesteś pewna, wydawało mi się ,że wstęp tutaj ma każdy.- Uśmiechnęła się cwaniacko.
- Ale nie taki wyrzutek jak Ty.- Warknęła blondynka.
- Jesteś pewna? Za chwilę każdy może stąd wyjść jak tylko poczuje MOKREGO PSA.- Ostatnie słowa zaakcentowała.
-Przecież ona nawet u swoich nie jest mile widziana. - Dogadała jedna z koleżanek Stefani, Melody. Obie zaczęły się śmiać. Oczy Very w tym momencie pociemniały o ile było to jeszcze możliwe. Musiała się uspokoić , skierowała się w stronę parkietu ,ale Melody złapała ją za ramię. Tego było za wiele. Nie wytrzymała. Rzuciła się na nią. Obracając się uderzyła ją łokciem prosto w nos. Nastolatka zaskomliła.
***
Kira po wyjściu z łazienki od razu skierowała się na parkiet ,ale Very tam nie było. Zaczęła iść w stronę loży ,ale w chwili ,w której zobaczyła Veronicę bijącą się z Melody i Stefani od razu zmieniła kurs i pobiegła w ich stronę.
- Dwie na jedną? To nie uczciwe ,wredna suko!- Kira kopnęła z biegu Stefani w prawe żebra. Blondyna nie pozostała dłużna osiemnastolatce. Złapała ją za nogę w kostce i pociągnęła przez co dziewczyna wylądowała z łoskotem na plecach. Jęknęła. Nim wyszła z szoku blondynka usiadła na niej po czym zaczęła okładać pięściami. Fioletowooka musiała się skupić by w miarę możliwości unikać ataków. Powinna przyznać ,że Stefani wbrew pozorom ma dużo siły. Jednak biła na oślep przez co Kira mogła wyprowadzić cios podbródkowy. Blondynę przez chwilę zamroczyło, więc Relow zrzuciła z siebie dziewczynę. Vera doskonale dawała sobie radę z Melody. Obie stały i trzymały się za włosy. Wyglądało to nieco komicznie. Kira nie zdążyła się zaśmiać ,ponieważ Stefani odzyskała rezon i rzuciła się na nią. Wbiła swoje paznokcie w szyję Relow robiąc cztery krwawe szramy. Syknęła wściekle. Odwróciła się by uderzyć blondynkę z główki, ale ktoś złapał ją pod pachami i unieruchomił. Zaczęła się wiercić, nie dała jednak rady.
- Uspokój się do cholery! Stef ty też! – Warknął ktoś gardłowo. Niemal dziko. Stefani się szybko odzyskała spokój. Kira w dalszym ciągu szarpała się z Royem. Gdy tylko poczuł ,że dziewczyna rozluźnia się ,poluzował uścisk. Okazało się to dla niego błędem. Najpierw uderzyła go z łokcia by następnie, gdy się schyli uderzyć go tą samą ręką ,ale z pięści. Rozcięła mu wargę. Zamieszanie nie trwało dłużej, za ochroniarzami klubu szło kilku policjantów. Siódemka nastolatków została zakuta w kajdanki i zawieziona na komisariat. Dwóch kolegów Huntera siedziało pomiędzy Verą a Melody, to oni próbowali je rozdzielić. Teraz Kira wraz z pozostałą szóstką jechała na komisariat. Tam podali swoje dane. Wyszła do nich kobieta w średnim wieku.
- Kogóż my tu mamy.- Rozglądała się po twarzach nastolatków. W ręku trzymała plik jakichś papierów. – Panna Veronica Saraphine Gavel…- Popatrzyła pobłażliwie spod swoich okularów.- Recydywa jeszcze Ci się nie znudziła?- Zadała pytanie, na co Vera tylko popatrzyła w bok naburmuszona. Recydywa? Oho…. Bratnia dusza! Kira zaśmiała się na to przemyślenie. Pogrążyła się we własnych myślach.
- Panna Kira Relow. – Usłyszała swoje imię wymawiane przez funkcjonariuszkę. – Jak się miasto podoba?- Spytała kobieta. Dziewczyna trochę zdurniała. Nie bardzo wiedziała jak ma się ustosunkować do tej policjantki.
- Eeee… chyba ładne. – Odrzekła. Kobieta poszła za biurko. Miała za zadanie pilnować rozbrykanych nastolatków. Popatrzyła na zegarek była już prawie pierwsza w nocy. Zaparzyła sobie kawę ,którą spokojnie piła obserwując naburmuszoną młodzież.
- Ygrr. Kiedy Derek przyjedzie? – Hunter zwrócił się w stronę policjantki.
- Twój brat powiedział, że coś go zatrzymało, więc musisz poczekać. - Uśmiechnęła się serdecznie. Roy już wiedział co go tak ważnego zatrzymało. Miało zapewne dwie nogi, długie włosy i cycki.
Do pomieszczenia wszedł czarnooki szatyn z kolczykami w wardze, którego Kira już dawno poznała. Miał w ręku bluzę. Nie wyglądał na złego ani szczególnie szczęśliwego. Jego wyraz twarzy był po prostu obojętny. Samael podszedł do Very i wręczył jej bluzę.
- Chodź. – Powiedział ,krótko aczkolwiek w jego głosie Kira mogła usłyszeć łagodność. Veronica założyła na siebie bluzę, ponieważ o tej porze jest chłodno a ona ma przecież na sobie tylko fishnet z króciutką bluzeczką. Czarnooka podeszła do przyjaciółki by uściskać ją na pożegnanie. Pogardliwym wzrokiem spojrzała na Stefani i Melody. Podeszła do Sama ,a ten ogarnął ją ramieniem. Wyszli. Chwilę później zabrana została blondynka wraz z koleżanką i koledzy Roya. Kira miała pecha i siedziała obok niego ,ale chłopak nic się nie odzywał. Została ich tylko dwójka. Było już w pół do drugiej ,gdy do sali weszła Susan. Relow wypuściła głośno powietrze. Odetchnęła. Cały czas miała nadzieję ,że to jednak pojawi się ona ,a nie Orion. Widoku swojego ojca oraz jego gadaniny by chyba nie zniosła. Wsiadła do samochodu Harmsorr, czekała na to ,aż ta wypełni odpowiednie dokumenty.
-Szczęściara z ciebie, co?- Powiedziała Susan wchodząc do samochodu. Zapięła pasy. Wsadziła kluczyk do stacyjki.
- Czy ja wiem…- Odpowiedziała smętnie Kira.
- Gdy zadzwonił telefon to ja byłam bliżej ,także Orion nic nie wie. Przyjechałabym wcześniej ,ale czekałam na jego zaśnięcie. – Uśmiechnęła się szeroko do Kiry. Wcisnęła sprzęgło i odpaliła samochód. Ruszyły w stronę domu. W pojeździe żadna z nich się nie odzywała. Muzyka z radia leciała cicho. Relow patrzyła przez szybę obserwując mijane latarnie. Teraz czuła jak jest zmęczona. Droga nie zajęła im długo. Weszły cicho do domu. Susan włączyła światło i zobaczyła Oriona, siedzącego w fotelu przy wykuszu, ubranego w swój satynowy szlafrok. Patrzył na obie z zaciśniętą szczęką. Jego pozycja wskazywała na zrelaksowanie ,ale Susan wiedziała czego zwiastunem ona jest. Przygryzła wargę, chciała coś powiedzieć jednak Ravencrest nie dał jej dojść do słowa. Wstał.
- Wycieczka się udała?- Zdanie skierował ku córce. Dawał jej do zrozumienia, iż wie o wizycie na komisariacie.
- Cóż w zasadzie było trochę drętwo. Wolę lepszą gatunkowo muzykę. – Odpowiedziała wymijająco, Susan zapewniła ją ,że Orion nic nie wiedział o interwencji policji ,więc postanowiła grać.
- Doprawdy?- Patrzył prosto w jej oczy. Mieli tęczówki tego samego, fiołkowego koloru. Skinęła pewnie głową. Spoglądała na niego z arogancją w oczach. Odpuścił. – Idź spać, późno już. – On sam udał się do swojego gabinetu, zamykając się w nim. Kira wraz z szatynką udały się na piętro. Będąc na schodach dziewczyna przystanęła.
- Dzięki. Wiesz… nie musiałaś mnie kryć, mogłaś od razu mu przecież powiedzieć. – Zagadała do żony Oriona.
- Mogłam, ale potrafię zrozumieć jak musi być Ci ciężko. Niech to zostanie między nami.- Mrugnęła do nastolatki. Rozeszły się do swoich pokojów. Fioletowooka zastanawiała się nas słowami Susan. Czy rzeczywiście mogła ona zrozumieć choć trochę Kirę? Kobieta wydawała się mieć dobre intencje, jednak osiemnastolatka nie przywykła do tego. Zawsze polegała tylko na mamie. Czuła małe wyrzuty sumienia ,ponieważ gdzieś w głębi duszy polubiła Susan. Miała wrażenie ,że mimo wszystko jest to niewłaściwe, miała przecież matkę a Harmsorr to … no właśnie kim była dla niej czterdziestolatka? Nim doszła do jakichkolwiek sensownych wniosków ,pogrążyła się we śnie. Nie miała snu, dryfowała we własnej podświadomości.
- Masz.-Veronica usiadła i przysunęła Kirze literatkę wypełnioną czerwonym płynem. Sama miała brązowy płyn ze śmietanką.
- Co to jest?- Wskazała kiwnięciem głowy na literatki.
-Drinki.- Odpowiedziała nonszalancko.- Ja mam Białego Rosjanina ,a ty Cape Codder. Do dna!– Uśmiechnęła się po czym od razu łyknęła likieru kawowego, śmietanki z wódką. Kira wzruszyła tylko ramionami i spróbowała co takiego Gavel przyniosła jej. Nie wnikała jak dostała ona alkohol. W Rucaster tylko pełnoletnim sprzedawano alkohol, a do tego Vera miała jeszcze trzy lata, jednak Relow zdawała sobie sprawę jak wielki dar manipulacyjny ma jej koleżanka. Siedziały w loży jakiś czas. W tym czasie zdążyły wypić kolejne dwa drinki. Czarnooka zaczęła wiercić się na kanapie, krótko myśląc złapała za rękę Kirę i wyciągnęła ją na parkiet. Początkowo dziewczyna opierała się ,ale potem po prostu stwierdziła ,że Gavel i tak nie odpuści ,więc zaczęła się kołysać w takt muzyki, choć szczerze miała ochotę usiąść. Drinki sprawiły ,że fioletowooka musiała skorzystać z WC. Pozostawiła Veronicę na parkiecie a sama skierowała się ku toaletom. Telefon jej zawibrował. Dostała wiadomość od mamy, jutro nie będą mogły porozmawiać ,ponieważ Lya musi zastąpić koleżankę w pracy. Zegarek wskazywał już prawie północ.
***
Wyszła z tego tłumu ludzi ,ponieważ jakiś chłopak zaczął się do niej przystawiać. Skierowała się do baru. Kira tylko jej coś szepnęła o ubikacji. Jak fioletowooka wyjdzie to przynajmniej nie będzie musiała jej szukać, ponieważ właśnie zamawiała sobie wódkę i kolejnego drinka dla przyjaciółki. Dobrze ,że barman był jej znajomym. Inaczej musiałaby siedzieć tutaj o suchej gębie. Jason dał jej zamówienie i od razu wypiła swoją porcję alkoholu. Poczuła nieprzyjemne pieczenie w przełyku, które chwilę później ustąpiło. Złapała literatkę, odwróciła się a jej zawartość teraz znajdowała się na sukience blondynki.
- O! Stefani. Zmoczyłaś się.- Powiedziała słodko i z zaskoczeniem Vera. Blondynka nie wyglądała na szczęśliwą. Jej zapewne nowa kiecka potrzebowała prania.
- Ty….- Stefani zaciskała zęby ze złości. -… wredna, głupia…
- O… o… wypraszam sobie, może i jestem wredna. Czasami…-Zasmuciła się teatralnie. - …,ale na pewno nie głupia.
- Nikt Cię tu nie zapraszał!
- Jesteś pewna, wydawało mi się ,że wstęp tutaj ma każdy.- Uśmiechnęła się cwaniacko.
- Ale nie taki wyrzutek jak Ty.- Warknęła blondynka.
- Jesteś pewna? Za chwilę każdy może stąd wyjść jak tylko poczuje MOKREGO PSA.- Ostatnie słowa zaakcentowała.
-Przecież ona nawet u swoich nie jest mile widziana. - Dogadała jedna z koleżanek Stefani, Melody. Obie zaczęły się śmiać. Oczy Very w tym momencie pociemniały o ile było to jeszcze możliwe. Musiała się uspokoić , skierowała się w stronę parkietu ,ale Melody złapała ją za ramię. Tego było za wiele. Nie wytrzymała. Rzuciła się na nią. Obracając się uderzyła ją łokciem prosto w nos. Nastolatka zaskomliła.
***
Kira po wyjściu z łazienki od razu skierowała się na parkiet ,ale Very tam nie było. Zaczęła iść w stronę loży ,ale w chwili ,w której zobaczyła Veronicę bijącą się z Melody i Stefani od razu zmieniła kurs i pobiegła w ich stronę.
- Dwie na jedną? To nie uczciwe ,wredna suko!- Kira kopnęła z biegu Stefani w prawe żebra. Blondyna nie pozostała dłużna osiemnastolatce. Złapała ją za nogę w kostce i pociągnęła przez co dziewczyna wylądowała z łoskotem na plecach. Jęknęła. Nim wyszła z szoku blondynka usiadła na niej po czym zaczęła okładać pięściami. Fioletowooka musiała się skupić by w miarę możliwości unikać ataków. Powinna przyznać ,że Stefani wbrew pozorom ma dużo siły. Jednak biła na oślep przez co Kira mogła wyprowadzić cios podbródkowy. Blondynę przez chwilę zamroczyło, więc Relow zrzuciła z siebie dziewczynę. Vera doskonale dawała sobie radę z Melody. Obie stały i trzymały się za włosy. Wyglądało to nieco komicznie. Kira nie zdążyła się zaśmiać ,ponieważ Stefani odzyskała rezon i rzuciła się na nią. Wbiła swoje paznokcie w szyję Relow robiąc cztery krwawe szramy. Syknęła wściekle. Odwróciła się by uderzyć blondynkę z główki, ale ktoś złapał ją pod pachami i unieruchomił. Zaczęła się wiercić, nie dała jednak rady.
- Uspokój się do cholery! Stef ty też! – Warknął ktoś gardłowo. Niemal dziko. Stefani się szybko odzyskała spokój. Kira w dalszym ciągu szarpała się z Royem. Gdy tylko poczuł ,że dziewczyna rozluźnia się ,poluzował uścisk. Okazało się to dla niego błędem. Najpierw uderzyła go z łokcia by następnie, gdy się schyli uderzyć go tą samą ręką ,ale z pięści. Rozcięła mu wargę. Zamieszanie nie trwało dłużej, za ochroniarzami klubu szło kilku policjantów. Siódemka nastolatków została zakuta w kajdanki i zawieziona na komisariat. Dwóch kolegów Huntera siedziało pomiędzy Verą a Melody, to oni próbowali je rozdzielić. Teraz Kira wraz z pozostałą szóstką jechała na komisariat. Tam podali swoje dane. Wyszła do nich kobieta w średnim wieku.
- Kogóż my tu mamy.- Rozglądała się po twarzach nastolatków. W ręku trzymała plik jakichś papierów. – Panna Veronica Saraphine Gavel…- Popatrzyła pobłażliwie spod swoich okularów.- Recydywa jeszcze Ci się nie znudziła?- Zadała pytanie, na co Vera tylko popatrzyła w bok naburmuszona. Recydywa? Oho…. Bratnia dusza! Kira zaśmiała się na to przemyślenie. Pogrążyła się we własnych myślach.
- Panna Kira Relow. – Usłyszała swoje imię wymawiane przez funkcjonariuszkę. – Jak się miasto podoba?- Spytała kobieta. Dziewczyna trochę zdurniała. Nie bardzo wiedziała jak ma się ustosunkować do tej policjantki.
- Eeee… chyba ładne. – Odrzekła. Kobieta poszła za biurko. Miała za zadanie pilnować rozbrykanych nastolatków. Popatrzyła na zegarek była już prawie pierwsza w nocy. Zaparzyła sobie kawę ,którą spokojnie piła obserwując naburmuszoną młodzież.
- Ygrr. Kiedy Derek przyjedzie? – Hunter zwrócił się w stronę policjantki.
- Twój brat powiedział, że coś go zatrzymało, więc musisz poczekać. - Uśmiechnęła się serdecznie. Roy już wiedział co go tak ważnego zatrzymało. Miało zapewne dwie nogi, długie włosy i cycki.
Do pomieszczenia wszedł czarnooki szatyn z kolczykami w wardze, którego Kira już dawno poznała. Miał w ręku bluzę. Nie wyglądał na złego ani szczególnie szczęśliwego. Jego wyraz twarzy był po prostu obojętny. Samael podszedł do Very i wręczył jej bluzę.
- Chodź. – Powiedział ,krótko aczkolwiek w jego głosie Kira mogła usłyszeć łagodność. Veronica założyła na siebie bluzę, ponieważ o tej porze jest chłodno a ona ma przecież na sobie tylko fishnet z króciutką bluzeczką. Czarnooka podeszła do przyjaciółki by uściskać ją na pożegnanie. Pogardliwym wzrokiem spojrzała na Stefani i Melody. Podeszła do Sama ,a ten ogarnął ją ramieniem. Wyszli. Chwilę później zabrana została blondynka wraz z koleżanką i koledzy Roya. Kira miała pecha i siedziała obok niego ,ale chłopak nic się nie odzywał. Została ich tylko dwójka. Było już w pół do drugiej ,gdy do sali weszła Susan. Relow wypuściła głośno powietrze. Odetchnęła. Cały czas miała nadzieję ,że to jednak pojawi się ona ,a nie Orion. Widoku swojego ojca oraz jego gadaniny by chyba nie zniosła. Wsiadła do samochodu Harmsorr, czekała na to ,aż ta wypełni odpowiednie dokumenty.
-Szczęściara z ciebie, co?- Powiedziała Susan wchodząc do samochodu. Zapięła pasy. Wsadziła kluczyk do stacyjki.
- Czy ja wiem…- Odpowiedziała smętnie Kira.
- Gdy zadzwonił telefon to ja byłam bliżej ,także Orion nic nie wie. Przyjechałabym wcześniej ,ale czekałam na jego zaśnięcie. – Uśmiechnęła się szeroko do Kiry. Wcisnęła sprzęgło i odpaliła samochód. Ruszyły w stronę domu. W pojeździe żadna z nich się nie odzywała. Muzyka z radia leciała cicho. Relow patrzyła przez szybę obserwując mijane latarnie. Teraz czuła jak jest zmęczona. Droga nie zajęła im długo. Weszły cicho do domu. Susan włączyła światło i zobaczyła Oriona, siedzącego w fotelu przy wykuszu, ubranego w swój satynowy szlafrok. Patrzył na obie z zaciśniętą szczęką. Jego pozycja wskazywała na zrelaksowanie ,ale Susan wiedziała czego zwiastunem ona jest. Przygryzła wargę, chciała coś powiedzieć jednak Ravencrest nie dał jej dojść do słowa. Wstał.
- Wycieczka się udała?- Zdanie skierował ku córce. Dawał jej do zrozumienia, iż wie o wizycie na komisariacie.
- Cóż w zasadzie było trochę drętwo. Wolę lepszą gatunkowo muzykę. – Odpowiedziała wymijająco, Susan zapewniła ją ,że Orion nic nie wiedział o interwencji policji ,więc postanowiła grać.
- Doprawdy?- Patrzył prosto w jej oczy. Mieli tęczówki tego samego, fiołkowego koloru. Skinęła pewnie głową. Spoglądała na niego z arogancją w oczach. Odpuścił. – Idź spać, późno już. – On sam udał się do swojego gabinetu, zamykając się w nim. Kira wraz z szatynką udały się na piętro. Będąc na schodach dziewczyna przystanęła.
- Dzięki. Wiesz… nie musiałaś mnie kryć, mogłaś od razu mu przecież powiedzieć. – Zagadała do żony Oriona.
- Mogłam, ale potrafię zrozumieć jak musi być Ci ciężko. Niech to zostanie między nami.- Mrugnęła do nastolatki. Rozeszły się do swoich pokojów. Fioletowooka zastanawiała się nas słowami Susan. Czy rzeczywiście mogła ona zrozumieć choć trochę Kirę? Kobieta wydawała się mieć dobre intencje, jednak osiemnastolatka nie przywykła do tego. Zawsze polegała tylko na mamie. Czuła małe wyrzuty sumienia ,ponieważ gdzieś w głębi duszy polubiła Susan. Miała wrażenie ,że mimo wszystko jest to niewłaściwe, miała przecież matkę a Harmsorr to … no właśnie kim była dla niej czterdziestolatka? Nim doszła do jakichkolwiek sensownych wniosków ,pogrążyła się we śnie. Nie miała snu, dryfowała we własnej podświadomości.
***
Był zmęczony ,a musiał jeszcze jechać po Roya. Nie był z tego powody zadowolony. Za każdym razem ,gdy jego młodszy brat coś zrobił on musiał się tym zająć, wszystko przez to ,że za pierwszym razem to właśnie Derek po nastolatka pojechał, od tamtej pory tak zostało. Żaden z pozostałych członków rodziny nie kwapił się do tego. Westchnął ciężko. Zaczynało powoli świtać. Wszedł do swojego starego forda mustanga. Uwielbiał to cacko, ale jeszcze bardziej kochał swoje łóżko ,o którym teraz tylko mógł pomarzyć. Czekała go jazda do miasta.
Wszedł do odpowiedniego pokoju. Roy przechadzał się po pomieszczeniu z niecierpliwością, ale nie miał zamiaru się tym przejmować. Wypełnił odpowiednie dokumenty w tym czasie nastolatek zabrał swoje rzeczy. Udali się razem na parking.
Był zmęczony ,a musiał jeszcze jechać po Roya. Nie był z tego powody zadowolony. Za każdym razem ,gdy jego młodszy brat coś zrobił on musiał się tym zająć, wszystko przez to ,że za pierwszym razem to właśnie Derek po nastolatka pojechał, od tamtej pory tak zostało. Żaden z pozostałych członków rodziny nie kwapił się do tego. Westchnął ciężko. Zaczynało powoli świtać. Wszedł do swojego starego forda mustanga. Uwielbiał to cacko, ale jeszcze bardziej kochał swoje łóżko ,o którym teraz tylko mógł pomarzyć. Czekała go jazda do miasta.
Wszedł do odpowiedniego pokoju. Roy przechadzał się po pomieszczeniu z niecierpliwością, ale nie miał zamiaru się tym przejmować. Wypełnił odpowiednie dokumenty w tym czasie nastolatek zabrał swoje rzeczy. Udali się razem na parking.
Słońce
dopiero wyglądało zza horyzontu ,więc na zewnątrz było dość chłodno. Obaj
stanęli przy drzwiach starego forda mustanga.
- Wolniej się nie dało? – Zapytał z przekąsem Roy. Starszy Hunter oparł łokieć o dach.
- Słuchaj szczeniaku nie mam obowiązku po ciebie przyjeżdżać za każdym razem, gdy wylądujesz na komendzie. W przeciwieństwie do ciebie ja mam obowiązki, a teraz rusz dupę i siadaj. – Nastolatek usiadł na miejscu pasażera, jego brat zapalił silnik i ruszyli. Derek poczuł od swojego brata lekką nutę czyjegoś zapachu – kobiety. „ W kogo on się wdał ,że już z niego lowelas się robi?” Mężczyzna nie musiał odpowiadać sobie na to pytanie, ponieważ doskonale wiedział w kogo. Słaba woń dziwnie go koiła. Zapach porannej rosy, mchu i pierwszego wiosennego powietrza. Ta woń przypadła mu do gustu. Wyjechali z miasta ,gdy brat zagłuszył mu jego wewnętrzny relaks.
- Obowiązki. Pfff. Pewnie jakaś panna…- mówił do siebie chłopak. Roy poczuł jak samochód gwałtownie się zatrzymuje.
- Wolniej się nie dało? – Zapytał z przekąsem Roy. Starszy Hunter oparł łokieć o dach.
- Słuchaj szczeniaku nie mam obowiązku po ciebie przyjeżdżać za każdym razem, gdy wylądujesz na komendzie. W przeciwieństwie do ciebie ja mam obowiązki, a teraz rusz dupę i siadaj. – Nastolatek usiadł na miejscu pasażera, jego brat zapalił silnik i ruszyli. Derek poczuł od swojego brata lekką nutę czyjegoś zapachu – kobiety. „ W kogo on się wdał ,że już z niego lowelas się robi?” Mężczyzna nie musiał odpowiadać sobie na to pytanie, ponieważ doskonale wiedział w kogo. Słaba woń dziwnie go koiła. Zapach porannej rosy, mchu i pierwszego wiosennego powietrza. Ta woń przypadła mu do gustu. Wyjechali z miasta ,gdy brat zagłuszył mu jego wewnętrzny relaks.
- Obowiązki. Pfff. Pewnie jakaś panna…- mówił do siebie chłopak. Roy poczuł jak samochód gwałtownie się zatrzymuje.
-Wysiadaj.
-Co?
-Co?
- Wysiadaj szczeniaku.- Gardłowo warknął.- Zrobisz
sobie małą przebieżkę.
-Małą? To jakieś dziesięć kilometrów. – Stwierdził powątpiewająco. Derek wyszedł z auta, skierował się do swojego brata i wyciągnął go za koszulkę. Sam ponownie wsiadł do swojego mustanga.
- Przyda Ci się. Ostatnio się zaniedbałeś.- Wcisnął gaz zostawiając Roya na środku ulicy. Wraz z nastolatkiem zniknął nieznany zapach.
-Małą? To jakieś dziesięć kilometrów. – Stwierdził powątpiewająco. Derek wyszedł z auta, skierował się do swojego brata i wyciągnął go za koszulkę. Sam ponownie wsiadł do swojego mustanga.
- Przyda Ci się. Ostatnio się zaniedbałeś.- Wcisnął gaz zostawiając Roya na środku ulicy. Wraz z nastolatkiem zniknął nieznany zapach.
Wrócił
do siebie do mieszkania nie przejmując się bratem. Ten na pewno jest już w
połowie drogi do domu rodziców. Derek wynajmował mieszkanie we wschodniej
części miasta. Jego rodzice mieszkali za miastem po przeciwnej stronie. Teraz
gdy rozsiadł się na kanapie stwierdził ,że dobrze postąpił z Royem. Chłopakowi
przyda się ruch ,a poza tym on nie musiał go odwozić i jeszcze tu wracać. Czuł
,że śmierdzi. Skierował się do niedużej łazienki, spojrzał na swoje odbicie w
lustrze. Jego średniej długości blond włosy wyglądały na zmierzwione po seksie.
Szkoda tylko ,że tak niestety nie było. Zdecydowanie bardziej wolałby kotłować
się w pościeli z jakąś panną ,niż robić to co rozkazał mu ojciec. Pod
prysznicem poczuł jak jego spięte mięśnie w końcu się rozluźniają. Tego mu było
potrzeba, gorącej wody ,która spływałaby po nim masując ciało. Do łóżka wszedł
od razu po prysznicu, nie ubierał się, ponieważ wolał spać nago, a skoro
mieszka sam mógł sobie na to pozwolić.
***
***
W poniedziałek cała trójka została
po lekcjach. Żadnemu z nich nie podobało się to ,ale najbardziej cierpiał Roy.
Nie znosił Gavel ,a Relow zwyczajnie działała mu na nerwy. Nie znosił tego typu
dziewczyn, które sobą reprezentowały. Trójka czekała przy składziku, aż woźny
da im wszystkie potrzebne rzeczy.
-Dzisiaj zajmiecie się salką kółka teatralnego.- Powiedział woźny podając im sprzęt, którym były ściereczki, detergenty, miotły i mopy. Hunter i Vera jęknęli żałośnie jednocześnie. Kirze zdawało się ,że woźny jest szczęśliwy z jakiegoś powodu. Zapakowali wszystko na specjalny wózek. Woźny zostawił ich w spokoju, mówiąc tylko ,że przyjdzie sprawdzić czy jest sprzątnięte.
- Czy o czymś nie wiem?- Spytała wciąż zdezorientowana Kira. W odpowiedzi dostała tylko wątpliwe kiwnięcie głową przez Verę. Nie musiała długo czekać by przekonać się dlaczego Roy i Gavel byli niezadowoleni. - To chyba żart.- Powiedziała patrząc na istne pobojowisko. Salka wyglądała jakby przeszło przez nią tornado. -Jak można zrobić taki syf?
Sprzątanie zajęło im dobre dwie godziny. Wszyscy wydawali się zmęczeni. Sala wciąż nie wyglądała na lśniącą ,ale po bałaganie nie było już śladu.
-No to Roy teraz mopujesz.- Powiedziała Gavel siadając na ławce.
-Dzisiaj zajmiecie się salką kółka teatralnego.- Powiedział woźny podając im sprzęt, którym były ściereczki, detergenty, miotły i mopy. Hunter i Vera jęknęli żałośnie jednocześnie. Kirze zdawało się ,że woźny jest szczęśliwy z jakiegoś powodu. Zapakowali wszystko na specjalny wózek. Woźny zostawił ich w spokoju, mówiąc tylko ,że przyjdzie sprawdzić czy jest sprzątnięte.
- Czy o czymś nie wiem?- Spytała wciąż zdezorientowana Kira. W odpowiedzi dostała tylko wątpliwe kiwnięcie głową przez Verę. Nie musiała długo czekać by przekonać się dlaczego Roy i Gavel byli niezadowoleni. - To chyba żart.- Powiedziała patrząc na istne pobojowisko. Salka wyglądała jakby przeszło przez nią tornado. -Jak można zrobić taki syf?
Sprzątanie zajęło im dobre dwie godziny. Wszyscy wydawali się zmęczeni. Sala wciąż nie wyglądała na lśniącą ,ale po bałaganie nie było już śladu.
-No to Roy teraz mopujesz.- Powiedziała Gavel siadając na ławce.
-Chyba
śnisz. Rusz dupę i sama to zrób ja myłem ławki.
- Ja zamiatałam ,więc nawet się na mnie nie patrz Vera. Ty robiłaś najmniej.
- Oczywiście ,że najmniej. Zajmuję się logistyką. – Uśmiechnęła się cwaniacko.
- Och nie pierdol! Chce stąd wyjść jak najszybciej, a tylko to zostało. – Stwierdziła Kira zirytowana. Na szczęście Veronica nie miała w zamiarze się spierać i wstała.
- Pff… i gdzie tu solidarność jajników, co?
- Ja zamiatałam ,więc nawet się na mnie nie patrz Vera. Ty robiłaś najmniej.
- Oczywiście ,że najmniej. Zajmuję się logistyką. – Uśmiechnęła się cwaniacko.
- Och nie pierdol! Chce stąd wyjść jak najszybciej, a tylko to zostało. – Stwierdziła Kira zirytowana. Na szczęście Veronica nie miała w zamiarze się spierać i wstała.
- Pff… i gdzie tu solidarność jajników, co?
Pół godziny później woźny sprawdził
stan sali, mogli iść do domu z czego wszyscy się ucieszyli.
czwartek, 21 września 2017
Rozdział 3
Musicie mi wybaczyć ,że długo nic nie dodawałam. Rozdział nie został jeszcze sprawdzony ,więc mogą pojawiać się jakieś błędny ,ale starajcie się nie zwracać na to uwagi. W zasadzie to tyle. Już prawie ukończyłam rozdział 4 ,także myślę ,że przy dobrych wiatrach pojawi się on za jakieś dwa tygodnie. Pamiętajcie o tym ,że wizerunek nowej postaci pojawia się w poście "Postacie". ;)
Rozdział rozstał poprawiony, dziękuję mojej becie. :)
Siedziała
w kozie razem z Royem, Verą i jeszcze trzema osobami. Opierała niechlujnie na
krześle, patrząc w sufit. Wydawał się bardzo ciekawy, nic dziwnego skoro od
godziny nie miała nic innego do roboty; zwyczajnie jej się nudziło. W sali panowała
cisza, pilnował ich chyba najgorszy nauczyciel w szkole. „Podobno”, ponieważ
Kira z chemikiem lekcji nie miała. Mogła stwierdzić, że pogłoski były
przynajmniej w jakimś procencie prawdziwe. Ciszy nie mogła zakłócić nawet
mucha. Ta, która się na to odważyła, skończyła marnie pod packą. Miała już
dość, chciała stamtąd wyjść. Jak w ogóle tu trafiła? No tak… Wszystko za sprawą
Roya i Very. Jedynym jej pocieszeniem był fakt, iż miała tam siedzieć jeszcze
tylko pół godziny – niemniej jednak to najdłuższe minuty w jej
życiu. Przez najbliższy tydzień miała razem z pozostałymi recydywistami – jak
to stwierdził chemik – sprzątać szkołę.
Szesnaście godzin wyjętych z życiorysu. Jęknęła i położyła się na ławce, za co
od razu została zganiona.
– Panno Relow, proszę usiąść, jak dobre wychowanie nakazuje. – Spojrzał surowo na nią spod swoich okularów. Stary cap, przeszło Kirze przez myśl. Chcąc nie chcąc usiadła „ładnie”. Popatrzyła na Verę, która zdawała się dobrze bawić. Po tym, kiedy Gavel na nią wpadła, zaczęły spędzać ze sobą czas. Kira wciąż nie mogła do końca jej rozgryźć. Miała coś, czego nie potrafiła określić. Zresztą podobne odczucie miewała przy Royu, ale nieco się ono różniło. Może to przez ten jego zwierzęcy magnetyzm... Fioletowooka pogrążyła się w myślach tak bardzo, iż dopiero szturchnięcie wyrwało ją z nich. Popatrzyła się na Verę, a ta zaczęła się śmiać.
– Nawet nie wiesz jak bardzo masz teraz głupią minę. – Pewnie tak było, ponieważ Relow mogła zobaczyć w jej oczach zbierające się łzy.
– Och. Odwal się. – Odgryzła się ciętą ripostą.– Idziemy stąd. Chcę wyjść jak najszybciej z tej szkoły.
Zabrała swoją zieloną kostkę kupioną kiedyś na targu staroci. Szły prawie opustoszałym korytarzem. Dochodziła już szesnasta, dlatego niewielu uczniów znajdowało się w budynku. Jeśli takowych zastała, to albo mieli pecha jak Kira, albo po prostu mieli zajęcia. Po wyjściu ze szkoły udały się do jednej z niewielkich kawiarenek. Zaprowadziła ją tam Gavel, chwaląc kawę, ale osiemnastolatka myślała, że bardziej niż czarny płyn Vera lubiła jednego z baristów.
– Panno Relow, proszę usiąść, jak dobre wychowanie nakazuje. – Spojrzał surowo na nią spod swoich okularów. Stary cap, przeszło Kirze przez myśl. Chcąc nie chcąc usiadła „ładnie”. Popatrzyła na Verę, która zdawała się dobrze bawić. Po tym, kiedy Gavel na nią wpadła, zaczęły spędzać ze sobą czas. Kira wciąż nie mogła do końca jej rozgryźć. Miała coś, czego nie potrafiła określić. Zresztą podobne odczucie miewała przy Royu, ale nieco się ono różniło. Może to przez ten jego zwierzęcy magnetyzm... Fioletowooka pogrążyła się w myślach tak bardzo, iż dopiero szturchnięcie wyrwało ją z nich. Popatrzyła się na Verę, a ta zaczęła się śmiać.
– Nawet nie wiesz jak bardzo masz teraz głupią minę. – Pewnie tak było, ponieważ Relow mogła zobaczyć w jej oczach zbierające się łzy.
– Och. Odwal się. – Odgryzła się ciętą ripostą.– Idziemy stąd. Chcę wyjść jak najszybciej z tej szkoły.
Zabrała swoją zieloną kostkę kupioną kiedyś na targu staroci. Szły prawie opustoszałym korytarzem. Dochodziła już szesnasta, dlatego niewielu uczniów znajdowało się w budynku. Jeśli takowych zastała, to albo mieli pecha jak Kira, albo po prostu mieli zajęcia. Po wyjściu ze szkoły udały się do jednej z niewielkich kawiarenek. Zaprowadziła ją tam Gavel, chwaląc kawę, ale osiemnastolatka myślała, że bardziej niż czarny płyn Vera lubiła jednego z baristów.
Podczas pierwszej wizyty dowiedziała
się kilku rzeczy, iż owo „mięsko” nazywało się Samael oraz znali się od bardzo
dawna. Czarnooka niejednokrotnie
się na niego patrzyła, jakby zaraz miała się na niego rzucić niczym po
miesięcznej głodówce. Chłopak posiadał tak samo czarne oczy jak Veronica.
Kawiarnia znajdowała się w ustronnym miejscu, przez co niewielu o niej
wiedziało. Dziewczyny usiadły przy okrągłym stoliku obok okna –
to
dobre miejsce do obserwacji baru, lecz niezbyt oczywiste. Usiadły naprzeciw
siebie. Kira wzięła kartę menu, nie miała ochoty na ciasto, dlatego skupiła się
tylko na herbacie, ponieważ kawy nie lubiła. Zapytała koleżanki, co chciała i
udała się do baru.
– Cześć, Kira. Co dla was? – zapytał, choć już nastawił ekspres. Oparł się o blat, czekając na zamówienie.
– Cześć, Kira. Co dla was? – zapytał, choć już nastawił ekspres. Oparł się o blat, czekając na zamówienie.
– Heeej,
dla mnie Kukicha, a dla tej tam sernik i… –
W tej chwili Kira zdała sobie sprawę, że nie pamiętała, jaką kawę chciała
czarnooka. – Zapytam jej.
–
Weiner Melange? – Uśmiechnął się cwaniacko. Kira strzeliła palcami.
– Dokładnie.
– Dokładnie.
– Czyli
to, co zwykle. – Puścił jej oczko.
Dziewczyna zaniosła do stolika kawałek ciasta. Rozmawiały chwilę, zanim Sam
przyniósł im napoje.
–
Będziemy zamawiać coś jeszcze? –
spytała fioletowooka, na co gotka pokiwała przecząco głową. – W takim razie idę
zapłacić. – Od początku umówiły się
z Verą, iż będą płacić na zmianę.
– Ile wynosi rachunek? – Chłopak pokazał jej monitor. Odliczyła wymaganą sumę, dodając napiwek. Popatrzyła na swoją koleżankę zajadającą się sernikiem. – Sama tak się zastanawiam… Vera dobrze jada? – Czarnooki popatrzył na nią zaskoczony pytaniem.
– Co masz na myśli?
– Bo gdy jesteś odwrócony, patrzy, jakby zaraz miała cię zjeść. – Starała się zachować kamienną minę, ale po tym, gdy rozbrzmiał śmiech Samaela, nie mogła wytrzymać. Szatyn spojrzał na nią i krzyknął.
– Vera! Słyszałem, że masz na mnie ochotę. – W jego głosie słychać było ukryte dno. Czarnooka o mało nie udławiła się ciastem. Od razu odwróciła głowę w stronę swojej znajomej, ciskała pioruny swoim wzrokiem. Prychnęła, po czym odwróciła się, aby dalej zająć się sernikiem
***
Szła przez surowe kamienne korytarze. Wszędzie panował mrok, mimo to bez problemu widziała, co miała przed sobą. Jej skórę otulało chłodne powietrze. Krok za krokiem, stukając butami o kamień wydającym głuchy odgłos, zbliżała się do wielkich dwuskrzydłowych, padoukowych, okutych drzwi. Wyglądały na wiekowe. Stanęła tuż przed nimi, nie wiedząc, jak je otworzyć. Nie posiadały klamek, w ich miejscu znajdowało się pięciokątne zagłębienie. Było ono mniejsze od dłoni. Rozejrzała się po rytach na drzwiach. Osłupiała, kiedy zdała sobie sprawę, że na tych drzwiach widniały bardzo podobne symbole widziane w domu Oriona. Czas odcisnął piętno na reliefach, nie były już dobrze widoczne, ale mogła stwierdzić, iż owe symbole bardziej rozbudowano. Dotknęła symbol słońca, a przez jej palce przeszedł prąd.
– Ile wynosi rachunek? – Chłopak pokazał jej monitor. Odliczyła wymaganą sumę, dodając napiwek. Popatrzyła na swoją koleżankę zajadającą się sernikiem. – Sama tak się zastanawiam… Vera dobrze jada? – Czarnooki popatrzył na nią zaskoczony pytaniem.
– Co masz na myśli?
– Bo gdy jesteś odwrócony, patrzy, jakby zaraz miała cię zjeść. – Starała się zachować kamienną minę, ale po tym, gdy rozbrzmiał śmiech Samaela, nie mogła wytrzymać. Szatyn spojrzał na nią i krzyknął.
– Vera! Słyszałem, że masz na mnie ochotę. – W jego głosie słychać było ukryte dno. Czarnooka o mało nie udławiła się ciastem. Od razu odwróciła głowę w stronę swojej znajomej, ciskała pioruny swoim wzrokiem. Prychnęła, po czym odwróciła się, aby dalej zająć się sernikiem
***
Szła przez surowe kamienne korytarze. Wszędzie panował mrok, mimo to bez problemu widziała, co miała przed sobą. Jej skórę otulało chłodne powietrze. Krok za krokiem, stukając butami o kamień wydającym głuchy odgłos, zbliżała się do wielkich dwuskrzydłowych, padoukowych, okutych drzwi. Wyglądały na wiekowe. Stanęła tuż przed nimi, nie wiedząc, jak je otworzyć. Nie posiadały klamek, w ich miejscu znajdowało się pięciokątne zagłębienie. Było ono mniejsze od dłoni. Rozejrzała się po rytach na drzwiach. Osłupiała, kiedy zdała sobie sprawę, że na tych drzwiach widniały bardzo podobne symbole widziane w domu Oriona. Czas odcisnął piętno na reliefach, nie były już dobrze widoczne, ale mogła stwierdzić, iż owe symbole bardziej rozbudowano. Dotknęła symbol słońca, a przez jej palce przeszedł prąd.
Obudziła się i zdała sobie sprawę,
że znajdowała się w swoim pokoju. Zegarek wskazywał czwartą rano. Wstała z
łóżka i zapaliła światło. Nie potrafiła zasnąć. Wzięła do ręki ołówek, po czym
zaczęła szkicować na kartce oba znaki, ręka Kiry z zadziwiającą dokładnością
odwzorowała je – zupełnie, jakby
znajdowała się w transie. Zeszła jak najciszej do kuchni. Skoro i tak już nie
mogła usnąć, chciała zrobić sobie śniadanie i włączyć jakieś bajki. Miała już
prawie dziewiętnaście lat i wciąż kochała oglądać kreskówki. Przestała chować
się w swoim pokoju. Zauważyła, że jej niektóre zachowania drażniły Oriona. Znalazła sobie nowe hobby –
denerwowanie ojca. Często, gdy zwracał jej uwagę, ignorowała go. O tak! Orion
Ravencrest nienawidził bycia ignorowanym, chociaż Kira doszła do wniosku, że
wściekał się on nie z lekceważenia jego, a swojego autorytetu. Stwierdziła kiedyś,
że mężczyzna miał przerost ambicji. Nagle się zaśmiała. Przypomniała sobie, co
było, gdy Orion wraz z żoną i Oliverem wrócili ze swojego spotkania.
Muzyka dudniła w jej uszach. Kończyła przemeblowywać i dekorować pokój. W końcu mogła poczuć się w nim jak u siebie. Na ścianach zamiast paskudnych obrazów znalazły się plakaty zespołów punkrockowych i przerobione na bardziej klimatyczne, czyli propagandowe. Przykładem mogła być chociażby pierwotnie kobieta zakasująca rękawy do pracy, teraz miała wystawionego fuckera. Ten plakat powiesiła na drzwiach od strony korytarza. Dzięki pieniądzom od Harmsorr pozwoliła sobie na to wszystko. Wstawiła do pokoju krwisto czerwoną kanapę i stolik obdarty z farby, przez co zyskał charakteru. Na środku znajdował się czarny włochaty dywan. Dzień wcześniej jeden chłopak ze szkoły wysprejował jej ścianę. Mogła tam już spać spokojnie. Rozstawiała świeczki zapachowe, kiedy do pokoju wpadł rozwścieczony do czerwoności ojciec. Widząc pokój w takim stanie, zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
– C-co to jest?! – Żyłki na czole Oriona mocno pulsowały. – Co tu, do cholery, jasnej się stało?! Jeden weekend... Jeden! A ty już zmieniłaś go w istne pobojowisko. Wszędzie walają się jakieś rzeczy. I gdzie jest, do cholery, Gritt?! Oliver przyprowadź ją! – Blondyn od razu spełnił rozkaz.
– Nie siłuj się staruszku – powiedziała z ironią. – Powiedzmy, że gdy Gritt jest typem bardzo uległej osoby, więc nie było trudno wymusić co nieco. – Susan chrząknęła, by ukryć śmiech.
Muzyka dudniła w jej uszach. Kończyła przemeblowywać i dekorować pokój. W końcu mogła poczuć się w nim jak u siebie. Na ścianach zamiast paskudnych obrazów znalazły się plakaty zespołów punkrockowych i przerobione na bardziej klimatyczne, czyli propagandowe. Przykładem mogła być chociażby pierwotnie kobieta zakasująca rękawy do pracy, teraz miała wystawionego fuckera. Ten plakat powiesiła na drzwiach od strony korytarza. Dzięki pieniądzom od Harmsorr pozwoliła sobie na to wszystko. Wstawiła do pokoju krwisto czerwoną kanapę i stolik obdarty z farby, przez co zyskał charakteru. Na środku znajdował się czarny włochaty dywan. Dzień wcześniej jeden chłopak ze szkoły wysprejował jej ścianę. Mogła tam już spać spokojnie. Rozstawiała świeczki zapachowe, kiedy do pokoju wpadł rozwścieczony do czerwoności ojciec. Widząc pokój w takim stanie, zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
– C-co to jest?! – Żyłki na czole Oriona mocno pulsowały. – Co tu, do cholery, jasnej się stało?! Jeden weekend... Jeden! A ty już zmieniłaś go w istne pobojowisko. Wszędzie walają się jakieś rzeczy. I gdzie jest, do cholery, Gritt?! Oliver przyprowadź ją! – Blondyn od razu spełnił rozkaz.
– Nie siłuj się staruszku – powiedziała z ironią. – Powiedzmy, że gdy Gritt jest typem bardzo uległej osoby, więc nie było trudno wymusić co nieco. – Susan chrząknęła, by ukryć śmiech.
Afera trwała cały dzień. Po niej Orion próbował wymusić na Kirze posłuszeństwo, lecz przekonał się, iż jego córka nie da się tak łatwo. Chciał dać jej nawet szlaban, na co ta tarzała się ze śmiechu. Nawet szantaż nie pomagał, wyrzuty również. Zawsze osiemnastolatka miała dla niego odpowiedź. Zwykle brzmiała ona: „zawsze możesz mnie stąd wywalić”.
W lodówce mieściło się pełno warzyw, oczywiście dzięki uprzejmości Susan. Usmażyła suszone pomidory w oleju razem z żurawiną i cukinią. W telewizji o tej porze puszczano bajki, zatem mogła sobie spokojnie coś wybrać. Oglądała je bez szczególnego entuzjazmu. Miała wrażenie, iż coraz to nowsze kreskówki dla dzieci były bardzo ogłupiające – w większości same wydurniające się potwory. Gdy ona była dzieckiem, bajki zdecydowanie uczyły wielu wartości – te tutaj nic. Niemniej jednak oglądała. Cóż innego miała zrobić...?
Była sobota, więc nie zawracała
sobie głowy szkołą. Za tydzień miała urodziny. Jestem tu już trzy miesiące, przemknęło dziewczynie przez myśl.
Kira musiała szczerze przed sobą przyznać, że zaczęła się dobrze czuć w
Rucaster. Oczywiście brakowało jej matki, chciałaby być razem z nią. O dziwo w
tym mieście znalazła przyjaciółkę. Tak, uważała Verę za swoją przyjaciółkę,
choć nie chciała głośno tego przyznać. Wolała to zachować dla siebie w razie,
gdyby Gavel sądziła inaczej. To jej przypomniało, jak o mało Veronica nie
zamordowała jej po wyjściu z kawiarni. Siedziała przed telewizorem, podczas gdy
usłyszała czyiś ochrypły głos.
– Ale dzieciuch z ciebie... – zagadał do nastolatki, perfidnie się z niej śmiejąc.
– Chyba urodziłeś się w złym ciele – odrzekła mu, po czym spojrzała kpiąco w jego stronę. Wyglądał na zaintrygowanego. – Powinieneś być ropuchą skoro i tak rechotasz. – Dogryzła mu, mina nieco mu zrzedła, ale nie stracił moresu. Poszedł sobie zrobić śniadanie. Pracowali do późna z Orionem, przez co został na noc. Musiał wrócić do swojej kawalerki. Dzień zapowiadał się na pracowity. Gdyby tylko mógł, wziąłby urlop...
– Ale dzieciuch z ciebie... – zagadał do nastolatki, perfidnie się z niej śmiejąc.
– Chyba urodziłeś się w złym ciele – odrzekła mu, po czym spojrzała kpiąco w jego stronę. Wyglądał na zaintrygowanego. – Powinieneś być ropuchą skoro i tak rechotasz. – Dogryzła mu, mina nieco mu zrzedła, ale nie stracił moresu. Poszedł sobie zrobić śniadanie. Pracowali do późna z Orionem, przez co został na noc. Musiał wrócić do swojej kawalerki. Dzień zapowiadał się na pracowity. Gdyby tylko mógł, wziąłby urlop...
***
Susan weszła do pokoju Kiry. Dziewczynę tak pochłonęła książka, że nawet nie zauważyła intruza. Harmsorr chrząknęła, dając znać o swojej obecności. Nastolatka oderwała wzrok od tekstu. Szatynka stała w drzwiach.
– Przyszła do ciebie jakaś w… Dziewczyna, przedstawiła się jako Vera. – Kobieta nie wyglądała na szczególnie zadowoloną.
– Już idę. – Kira zamknęła książkę i zeszła na dół. Jak się okazało, jej koleżanka czekała na zewnątrz. Przywitały się. Vera wyglądała na bardzo szczęśliwą. Osiemnastolatka zdążyła ją już poznać na tyle, że to zwiastowało jakieś problemy. Gavel przyciągała kłopoty albo to one ją. Miała na sobie plisowaną spódnicę z wysokim stanem, do której doszyto cztery paski, dwa wisiały pionowo. Na tułów założyła fishnet z króciutką czarną koszulką.
– Gdzieś ty się tak wystroiła? – spytała zaciekawiona Kira. – Wejdziesz? – Drzwi były otwarte. Kilka metrów od nich stała Susan, mrużąc lekko oczy.
– Mogę? – zadała pytanie, ale Kira czuła, że nie skierowała pytania do niej, a Susan, czujnie obserwującej gościa. Kobieta machnęła ręką w dość dziwaczny sposób.
– Proszę – powiedziała niezwykle sztywno. Nie było to do niej podobne.
Czarnooka kiwnęła głową i udała się
za Relow do jej pokoju. W pomieszczeniu panował bałagan. Ubrania walały się po
krześle i kanapie. Veronica naliczyła pięć kubków po herbacie i trzy talerze.
Po podłodze walały się jakieś skarpetki. Gotka rozglądała się po pokoju. Była w
tym domu po raz pierwszy. Gritt już nie sprzątała w pokoju Kiry, ponieważ ta
przy okazji zmieniania jego wnętrza zmieniła zamek w drzwiach, Orion wtedy o
mało nie dostał spazmów. Minął tydzień, nim zdążył to strawić. Relow usiadła na
kanapie i zwróciła się do przyjaciółki.
– Coś się tak wystroiła?
– Idziemy na imprezę. – Uśmiechnęła się niecnie Vera. Myśl o tym nie podobała się Kirze. – A teraz ubieraj się, nie pójdziesz w piżamie. – Podeszła do szafy fioletowookiej i zaczęła szukać czegoś, co jej zdaniem się nadawało. Znalazła coś odpowiedniego na dnie szafy.
– Pójdziesz w tej bluzce. – Pokazała mocno wytaliowaną, wściekle czerwoną bluzkę z wycięciami na bokach. Lya kupiła ją Kirze któregoś razu, twierdząc, iż będzie miała na koncert lub na randkę.
– Nie założę jej. – Głośno zaprotestowała Kira. Był powód, dla którego znajdowała się tak głęboko.
– Dlaczego? Jest zajebista! – Gavel patrzyła zdumiona na swoją koleżankę. – Nie pierdol, załóż ją. – Rzuciła koszulkę w stronę osiemnastolatki, lecz ta jej nie złapała. Skoro nie chce jej ubrać, to ja ją na nią założę. Jak powiedziała tak też miała zamiar zrobić. Dorwała się do Kiry z zamiarem ściągnięcia z niej koszulki od piżamy.
– Dobra, dobra. Już się uspokój, przymierzę ją. – Poszła z bluzką do łazienki. Przyglądała się sobie w lustrze. Czarne rozczochrane włosy, dres od piżamy i… Spochmurniała. Tępo patrzyła w jeden punkt odbicia. Vera zniecierpliwiona weszła do łazienki. Miała już coś powiedzieć, ale zauważyła minę Relow. Wyglądała na przygnębioną. Dziewczyna nawet nie zauważyła, że czarnooka przyszła do niej.
– Kiraa… – Przeciągnęła ostatnią głoskę. – Co jest?
– Nic – odpowiedziała i uśmiechnęła się sztucznie. Złapała za końce bluzki, aby ją ściągnąć. Gotka prychnęła, następnie podeszła do swojej koleżanki.
– Właśnie widzę… – sarknęła. – Ewidentnie jest coś nie tak, więc nie pierdol, że wszystko jest okej i że latają dokoła wesołe jednorożce.
– Jednorożce nie latają…
– Nie zmieniaj tematu. Nie podoba ci się bluzka czy co?
– Nie, jest śliczna. Tylko… Ja w niej nie wyglądam. – Kira uśmiechnęła się smutno.
– Dlaczego tak uważasz? Dobrze ci w niej. – Naprawdę uważała, że Relow dobrze wyglądała w tym ubraniu. Osiemnastolatka dalej patrzyła na swoje odbicie smutna i zniesmaczona. Jej oczy wciąż wgapiały się w jeden punkt.
– Taa… – wymamrotała, jakby sama nie wierzyła w to, iż mogła dobrze wyglądać. Veronica zrozumiała, że problem nie leżał w samej bluzce, a czymś zupełnie innym.
– Chodzi o twoje ciało? – zapytała i nawet nie spodziewała się, jak bardzo trafiła w sedno. Kira ledwie zauważalnie kiwnęła głową. Miała tylko jeden jedyny kompleks. Nienawidziła swojego brzucha. Gdy tylko zwracała na niego uwagę, od razu dobry humor Kiry trafił jasny szlag. Zakrywała go. Nie znosiła obcisłych ubrań, a ta bluzka właśnie taka była i uwydatniała to, czego Kira tak bardzo nie mogła zaakceptować. – Co jest z nim nie tak? – spytała ponownie Vera.
– To. – Kira wskazała na swój brzuch. Teraz widać było, że oponka wystawała. Nie miała płaskiego brzucha.
– Każda kobieta ma fałdki na brzuchu... No chyba, że jest anorektyczką albo ma wyrobiony kaloryfer.
– Nic nie rozumiesz. – W oczach Kiry pojawiły się łzy. – On tak wygląda tylko dlatego, że go wciąż wciągam. On… jes… – Dziewczyna rozluźniła się, a brzuch powrócił do swojej pierwotnej postaci. Czarnooka zrozumiała już, o co chodziło. Kira wyglądała teraz, jakby była w trzecim lub czwartym miesiącu ciąży. Gotka mogła się tylko domyślać, jak Relow źle się z tym czuła, skoro zawsze starała się to ukryć. Ona sama nie miała takich problemów, była bardzo szczupła, ale zawdzięczała to wyłącznie szybkiemu metabolizmowi.
– Kira, znajdziemy coś innego. – Zaproponowała z uśmiechem na ustach.
***
W końcu Vera namówiła Relow na imprezę i nawet nalazły coś, w czym Kira czuła się dobrze, a co nadawało się na imprezę, na którą miały zamiar się wprosić, czego oczywiście fioletowookiej nie powiedziała. Owo było przeznaczone tylko dla elity szkoły. Ani Gavel, ani Relow do niej nie należały.
Gdyby Kira wiedziała, że impreza odbywająca się w klubie Yellow była organizowana przez Stefani – przewodniczącą kółka teatralnego w szkole i jedną z psychofanek Huntera, nigdy by się tam nie zjawiła.
– Coś się tak wystroiła?
– Idziemy na imprezę. – Uśmiechnęła się niecnie Vera. Myśl o tym nie podobała się Kirze. – A teraz ubieraj się, nie pójdziesz w piżamie. – Podeszła do szafy fioletowookiej i zaczęła szukać czegoś, co jej zdaniem się nadawało. Znalazła coś odpowiedniego na dnie szafy.
– Pójdziesz w tej bluzce. – Pokazała mocno wytaliowaną, wściekle czerwoną bluzkę z wycięciami na bokach. Lya kupiła ją Kirze któregoś razu, twierdząc, iż będzie miała na koncert lub na randkę.
– Nie założę jej. – Głośno zaprotestowała Kira. Był powód, dla którego znajdowała się tak głęboko.
– Dlaczego? Jest zajebista! – Gavel patrzyła zdumiona na swoją koleżankę. – Nie pierdol, załóż ją. – Rzuciła koszulkę w stronę osiemnastolatki, lecz ta jej nie złapała. Skoro nie chce jej ubrać, to ja ją na nią założę. Jak powiedziała tak też miała zamiar zrobić. Dorwała się do Kiry z zamiarem ściągnięcia z niej koszulki od piżamy.
– Dobra, dobra. Już się uspokój, przymierzę ją. – Poszła z bluzką do łazienki. Przyglądała się sobie w lustrze. Czarne rozczochrane włosy, dres od piżamy i… Spochmurniała. Tępo patrzyła w jeden punkt odbicia. Vera zniecierpliwiona weszła do łazienki. Miała już coś powiedzieć, ale zauważyła minę Relow. Wyglądała na przygnębioną. Dziewczyna nawet nie zauważyła, że czarnooka przyszła do niej.
– Kiraa… – Przeciągnęła ostatnią głoskę. – Co jest?
– Nic – odpowiedziała i uśmiechnęła się sztucznie. Złapała za końce bluzki, aby ją ściągnąć. Gotka prychnęła, następnie podeszła do swojej koleżanki.
– Właśnie widzę… – sarknęła. – Ewidentnie jest coś nie tak, więc nie pierdol, że wszystko jest okej i że latają dokoła wesołe jednorożce.
– Jednorożce nie latają…
– Nie zmieniaj tematu. Nie podoba ci się bluzka czy co?
– Nie, jest śliczna. Tylko… Ja w niej nie wyglądam. – Kira uśmiechnęła się smutno.
– Dlaczego tak uważasz? Dobrze ci w niej. – Naprawdę uważała, że Relow dobrze wyglądała w tym ubraniu. Osiemnastolatka dalej patrzyła na swoje odbicie smutna i zniesmaczona. Jej oczy wciąż wgapiały się w jeden punkt.
– Taa… – wymamrotała, jakby sama nie wierzyła w to, iż mogła dobrze wyglądać. Veronica zrozumiała, że problem nie leżał w samej bluzce, a czymś zupełnie innym.
– Chodzi o twoje ciało? – zapytała i nawet nie spodziewała się, jak bardzo trafiła w sedno. Kira ledwie zauważalnie kiwnęła głową. Miała tylko jeden jedyny kompleks. Nienawidziła swojego brzucha. Gdy tylko zwracała na niego uwagę, od razu dobry humor Kiry trafił jasny szlag. Zakrywała go. Nie znosiła obcisłych ubrań, a ta bluzka właśnie taka była i uwydatniała to, czego Kira tak bardzo nie mogła zaakceptować. – Co jest z nim nie tak? – spytała ponownie Vera.
– To. – Kira wskazała na swój brzuch. Teraz widać było, że oponka wystawała. Nie miała płaskiego brzucha.
– Każda kobieta ma fałdki na brzuchu... No chyba, że jest anorektyczką albo ma wyrobiony kaloryfer.
– Nic nie rozumiesz. – W oczach Kiry pojawiły się łzy. – On tak wygląda tylko dlatego, że go wciąż wciągam. On… jes… – Dziewczyna rozluźniła się, a brzuch powrócił do swojej pierwotnej postaci. Czarnooka zrozumiała już, o co chodziło. Kira wyglądała teraz, jakby była w trzecim lub czwartym miesiącu ciąży. Gotka mogła się tylko domyślać, jak Relow źle się z tym czuła, skoro zawsze starała się to ukryć. Ona sama nie miała takich problemów, była bardzo szczupła, ale zawdzięczała to wyłącznie szybkiemu metabolizmowi.
– Kira, znajdziemy coś innego. – Zaproponowała z uśmiechem na ustach.
***
W końcu Vera namówiła Relow na imprezę i nawet nalazły coś, w czym Kira czuła się dobrze, a co nadawało się na imprezę, na którą miały zamiar się wprosić, czego oczywiście fioletowookiej nie powiedziała. Owo było przeznaczone tylko dla elity szkoły. Ani Gavel, ani Relow do niej nie należały.
Gdyby Kira wiedziała, że impreza odbywająca się w klubie Yellow była organizowana przez Stefani – przewodniczącą kółka teatralnego w szkole i jedną z psychofanek Huntera, nigdy by się tam nie zjawiła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)